wtorek, 11 lutego 2014

Ja vs. drutowanki

Otaczająca rzeczywistość nie pozwala mi na zapamiętanie się w wełnianym światku. Wciąż jest mnóstwo zajęć: na rzecz pracy zawodowej, w domu, spędzam czas z rodziną lub znajomymi - zapewne jak wszyscy... Nie mniej jednak lubię sprawić sobie przyjemność wieczorem i godzinkę lub dwie (albo chociaż pół) poświęcić na moje ulubione zaczytywanie się lub drutowanie różnych cudów.

Moja przygoda z drutami i włóczką zaczęła się jakieś 15-20 lat temu i trwa tak z różnym nasileniem do dziś. Zdarzało mi się poświęcać każdą wolną chwilę na wykonanie kolejnych - choćby dwóch rządków - żebym jak najszybciej mogła nosić swoje dzieło, ale bywało i tak, że sweter wykonany w połowie przeczekał 3 lata w szafce na swój finisz.

Muszę przyznać, że mam słabość do pięknych włóczek. Osobisty remanent włóczkowy to jest chwila, kiedy ta okrutna prawda do mnie dociera …. I nawet nie chodzi o to, żeby je wszystkie zaraz przerobić, tylko po prostu je mieć i się nimi cieszyć, od czasu do czasu przejrzeć i wyobrażać sobie co takiego przytulnego może z nich powstać. Oczywiście powoli przepoczwarzają się z motków w powierzchnie dziergane – użytkowe, ale wciąż więcej kupuję niż jestem w stanie przerobić. Po prostu zobaczę włóczkę i już niemal widzę ją na sobie albo wiem komu w danym kolorze będzie ładnie (czyli potencjalny prezent), nie ważne czy to miałby być szal, sweter albo bluzka.
Czy to aby normalne? Pewnie nie, ale każdy przecież ma jakieś skrzywienie (J…).

5 komentarzy:

  1. dobre skrzywienie nie jest złe :))) witaj w blogosferze :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy ma jakiegoś bzika pozytywnego i jest to potrzebne w życiu

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakże ja Ciebie rozumiem ;) hihihi
    Ja również będę podglądać to co robisz :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem swietnie. Ja niedawno zdalam sobie dotkliwie sprawe z tego, ze jestem uzalezniona. Na ulicy lezal porzucony kawalek dzianiny w ladnych kolorach, zrobiony na grubych drutach, moze jakis pledzik zgubiony z wozka. Zlapalam sie na tym, ze zastanawialam sie, z jakiej welny jest z robiony, czy da sie spruc i ... czy warto go podniesc. Jak tylko sobie to uswiadomilam, to zaczelam sie w glos smiac! I nie, nie podnioslam go, zostawilam na ulicy. Ale kolory mial ladne... ;-)

    OdpowiedzUsuń

Witam Cię serdecznie. Będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz moją pracę - daje mi to wiele radości i motywuje do kolejnych działań.